We’ve updated our Terms of Use to reflect our new entity name and address. You can review the changes here.
We’ve updated our Terms of Use. You can review the changes here.

Lombard Czasu

by Johnny Pope & Shorty

supported by
/
  • Streaming + Download

    Includes high-quality download in MP3, FLAC and more. Paying supporters also get unlimited streaming via the free Bandcamp app.
    Purchasable with gift card

      name your price

     

1.
Preludium 03:44
Młodzi ludzie zawsze mieli wątpliwości co do sensu życia, celów, dążeń, stawali się ofiarami rozmijania się oczekiwań świata dorosłych z możliwościami, predyspozycjami, a przede wszystkim chęciami młodych. Wyrażali to różnie – najczęściej w poezji, w muzyce, w realizacjach projektów plastycznych. Moje doświadczenia łączą się z latami sześćdziesiątymi ubiegłego stulecia – wtedy byli Beatelsi, hippisi, sopocki Non Stop z Niebesko-Czarnymi i Niemenem, z Czerwonymi Gitarami i Sewerynem Krajewskim oraz Krzysztofem Klenczonem. Gdy czytam słowa napisane teraz, już w XXI. wieku, gdy słucham ich wokalnej realizacji przez tego, który kryje się pod pseudonimem Johnny Pope (a jest to mój syn) dostrzegam te same niepokoje, te same wątpliwości, tylko ostrzej wypowiedziane, innymi słowami. Pojawiają się w nich rozterki, strach, tęsknoty, rozczarowania, bezsilność, oczekiwanie na miłość ... Jest też śmierć. Jej widmo, jej cień rozpościera się nad całym światem autora i spotyka się ze zdecydowanym odporem, bo w gruncie rzeczy pragnienie życia, dążenie do sukcesu, do szczęścia (jakkolwiek by ono było pojmowane) jest dominujące. Dla mnie to wspaniałe, że mój syn potrafi o tym wszystkim mówić, dzielić się z innymi, a zwłaszcza z tymi, którzy nie mogą - z różnych przyczyn - się wykrzyczeć. Ciekawa jest też próba lirycznej, poetyckiej retrospekcji historycznej związanej z Gdańskiem, ukochanym miastem syna. Warto posłuchać.
2.
Dotykam dna, moje życie jest płytkie dobijam targ, oksymoron to czysty biznes sprzedam utopijny raj dla jaj, kupisz to bo wolisz spokój niż fakt. Pęka szkło, barman leje - z was! Biznesplan na sprzedaż emocji. Podduszę, potem zarobię na tracheotomii Przyspieszam akcję serca, słyszysz je jak Doubly Dostaniesz też zestaw, niepasujące klocki złóż to w całość albo zrobią to fachowcy w szpitalu wśród białych ścian, wszystkie odcienie hostii patrzysz w lustro, wstyd ci za to, że dorosłeś żyjesz tu, gdzie były tylko trzy kropki tylko wyobrażenia, teraz odcienie szarości piękne czasy z perspektywy dziewczynki lub chłopca naprawdę jeden wielki, smutny cosplay wybij okno, otwórz drzwi, zrób przeciąg wrażeń dodaj pieprzu, odstaw sól, smak autopogardy przełam wstyd, zerwij z niej suknie, patrz na jej nagość dlaczego mówię do siebie, tłukę głową o mahoń każą mi dorastać z roku na rok bardziej tylko nikt nie wie co to ta dorosłość naprawdę odpowiedzialność? Odpowiadam za swój chaos powaga? Czasem zostaje tu na noc. Biegnę ciągle z karabinem przy plecach to nie moja wina, wcale nie chciałem biegać strach przed porażką znów sparaliżował własna presja, nie treść z telewizora rozgraniczenie między zaletą a wadą palący dostał cały wagon raka za darmo za dnia tyle energii płynącej z piątą kawą wieczorem brak snu, od rana znów to samo Szał walk, boks jak rap, dają kontrakt za punch traktujesz to na serio a gówniarzem jestem ja? Piszę o ludziach, którzy nauczyli mnie pisma lecz to ja nauczyłem się je wykorzystać wybij okno, otwórz drzwi, zrób przeciąg wrażeń dodaj pieprzu, odstaw sól, smak autopogardy przełam wstyd, zerwij z niej suknie, patrz na jej nagość dlaczego mówię do siebie, tłukę głową o mahoń
3.
Oddałbym gdybym mógł minuty czystych błędów Z nimi trochę zła, smutni zobaczą w nich piękno Fragmenty spacerów po prostej zmieniających tor decyzji Zmiany z jestem nikim na jestem wszystkim Kopyta spłoszonych saren zatrzymują akcję w stopklatce Lombard zamknięty, czas oddany spowrotem w reklamacji Nie ufam nauce ani teologii Moje chwile, moje serce, nasz chodnik Zdeptane gruzy sodomy i gomory Wielu romantyków jak mickiewicz, mów mi norwid Kupią ich czas szybko sprzedając następnym Łatwiej kupić pustą miłością niż zawiłym sensem Liczysz na liczby, cyfry, to i tak błąd na kuchennym zegarze Pauza stojąc na płomiennym żarze Sam poddaje sie karze za zmarnowane szanse Padam o drugiej po odwiedzinach w Rosji i Finlandii Lombard czasu ma zamknięte drzwi Jedynie przyspieszam, spowalniam, zmieniam rytm Nie żegnam bądź zdrów, coraz częściej daj żyć Nie chcesz dać nic innego? To lepiej daj żyć Styczniowa męczarnia świadomości tempa Bieg z potknięciami, twarz w krwi, pocięta Marzenia miały być celami i wznieść na piedestał Zostały ze mną w pożółkłych zębach Grobowa cisza w czasie zadumy jako jedyna momentami daje sie lubić Zwolnienie na chwile by przybić do podłogi Obserwować sufit, liczyć świecące samochody Nie chce spać by leżeć, nie chce spać za bardzo Wstać, walczyć darzyć czas przyjaźnią Bać sie, straszyć gonić świat jak parkour Śmiać sie, bluźnić, zwiedzać park za darmo Bez strat grosza, bez strat minut, bez strat zdrowia, bez pragnień Bez nas o nas, nie ma czasu, posłuchać tego nie wpadnę posłuchać tego nie wpadnę Lombard czasu ma zamknięte drzwi Jedynie przyspieszam, spowalniam, zmieniam rytm Nie żegnam bądź zdrów, coraz częściej daj żyć Nie chcesz dać nic innego? To lepiej daj żyć Spokój z Nepalu, zmęczenie nie daje się we znaki zwolniłem miasto #rush hour traffic momenty dnia o smaku herbaty poskładane w dziwne konglomeraty Spłacam długi wobec siebie, kontroluje raty rozłożone na lata w banku zapomnianych jak żyjesz pytają mnie znajomi powiedzieć o tej dręczącej monotonii czy o tym, że się zmienia i nie wiem dokąd idę spacerując po domu kolejną godzinę brzmienie jazzu, rytm bicia saksofon to transmisja na żywo z domu Milesa Davisa mgła spowiła powieki, usta popijają sakke dotyk szuka czystej szklanki jak saper smak trawi łyk alkoholu robiąc ze mnie azjatę chciałem zrobić sushi a siedzę na kanapie
4.
Nie mam wyrazu twarzy tylko sinusoidy mimiki i szalone spojrzenie kiedy krzyczę choć to niemy krzyk nie wchodzę od podwórka tylko od strony ulicy przekręcam klucz, od tego momentu nie słyszę nic para oczu w mieszkaniu nadal tworzy pustkę dlatego ten wieczór spędzę przed lustrem brak ochoty na jakikolwiek posiłek zapalę, głód sam w płucach zginie spokój w czterech ścianach tak wygląda wolny tybet medytuje, bezruch, bez słów bez nie kwitnie przyjdź do mnie, nie odejdziesz z kwitkiem przyjdź do mnie, popatrzę na ciebie przez wizjer zapomniałem podać numer mieszkania chciałem żebyś jednak trochę mnie szukała idź za echem pustych ścian, niepołączonych par wezmę cię na nocny spacer przez park obronię cię przed każdym złem, nawet samym sobą jestem amuletem, podobny miał Frodo tworzę promieniowanie radioaktywny jak Polon moje otoczenie to ludzie z popromienną chorobą przepraszam, nie mam pozytywnych wieści przez ten rejon przepuściłem zapach śmierci znaliśmy się ponoć od deski do deski mieliście wracać gdy będę słaby i miękki więc stałem się głazem, cieniem nad waszymi łóżkami zawsze razem? Chyba was porwali znacie mój wesoły śmiech? Ostatnio jest histeryczny a usta wyglądają dość apatycznie apetycznie, węch przyciąga aromat mięsa spalone mosty i ciała pseudomieszczan może jest jeszcze dla mnie nadzieja zapełnienia pomieszczeń tylko, że w głowie sam siebie już nie mieszczę
5.
6.
Nijak 02:31
Chcą ze mną pić, wiedzą kto nie odmawia Pytanie czy trzymać pion bo pomału się rozpadam Bez pośpiechu, równia pochyła Jest byle jak, za rok będzie nijak Ubrany w czerń jak w ciągłej żałobie, jak się odnaleźć, głębokie wody Źle się wiodę, ten tryb bywa drogi pod każdym względem Miej na to wzgląd chcąc mnie w ciemno Ciemność, studnia czy sedno, patyk czy berło Nie odpoczywałem od wielu tygodni Niedospany i głodny jak żul smród bywa podły Alles klar? Tak, w kontekście zbrodni Życiowe podejście przechodzi w wynaturzenie ideologiczne Tragikomiczna fuzja jak Dalajlama i Hitler Stoję na krawędzi, podasz mi rękę? Sam nie skoczę, sam tez nie zejdę. Nie polecam, starzeje się zamiast dorastać Trójkąt bermudzki zawarty w trzech miastach Spisuje treść w kodach i hasłach Bezpośrednio i jasno, wygram, historia jest łatwa Szukam pereł na dnie #die hard Kiedyś myślałem że to dobre akcje #szwajcarski frank Filozofia Schopenhauera nadal rozbija się o Kant Nie ten sam cham zdań danych jako żartobliwy dar Pomorza w sąsiedztwie, marzenie i tragedia Płyniemy ze sztormem, na lądzie pusta tawerna Zatopieni w kulcie pracy i talentu Głupoty na barkach względem popędu Minął czas by zatrzymać czarny pr Litry wódki, litry piwa, sam już nie wiem co mnie trzyma Pierworodny, wiem że musisz czuć wstyd za syna Szukam woli, zbyt ostro wszedłem w wiraż Witraż da kolory tęczy, dawno straciłem wiarę Postaram się być mało konsekwentny, ukryty talent Wyjść na powierzchnie czy tonąć w spirytusie Mimo wszystko bliżej jest to pierwsze niż drugie Nie polecam, starzeje się zamiast dorastać Trójkąt bermudzki zawarty w trzech miastach Spisuje treść w kodach i hasłach Bezpośrednio i jasno, wygram, historia jest łatwa
7.
Zero 03:44
Błagam by posprzątać mój bałagan Pedantycznie się staram zgrać wszystko jak wypada Wariactwo, może nerwica natręctw Gdy coś nie pasuje zakładam w głowie kastet Znawca wolnej woli, odlot mam jak boeing Pewnie trafię nigdzie jak nie trafię na olis Nie zabij a dobij, nie jestem sam, spójrz, policz Lód powstały z własnych paranoi Wypluwam flegmę gestem pogardy Lecz masz w sobie ponoć to czym się karmisz Rozbijam się z klasą jak Aston Martin Martini, perła, luksus bez marki Zero, zero, zero brak linii życia Teatr, sztuka, muzyka, grać by o tym pisać Zero, zero, zero, zagłusz me wstrętne frazy Wyskoczyłem w górę i zarwałem trampolinę, spadłem Szukam celu, jestem snajperem bez lunety Może wymiana? Spontaniczność za konkrety Nawet gdy robię coś co jest niepoprawne Muszę sprawdzić czy na pewno nie wpadnę Kontrasty zachowań wyglądają, nie warto zerkać Nie krzywdę przeważnie lecz gdy to robię wydzieram serca Mam sobie za złe wiele, nie doceniam siebie Wstrzymaj ten błąd póki nie trafisz ze mną pod glebę Smutek, ponoć uwił się w brzmieniu Respirator wskazuje aktualnie zero Autodestrukcja, zginę przez obojętność Nigdy jednak przez sznur i krzesło Zero, zero, zero brak linii życia Teatr, sztuka, muzyka, grać by o tym pisać Zero, zero, zero, zagłusz me wstrętne frazy Wyskoczyłem w górę i zarwałem trampolinę, spadłem Zostanę tu nawet gdyby gdzie indziej było lepiej Tożsamy z 21 południkiem Jestem częścią choćby Nowy York miał bekę Nawet czując wstyd za sławy i politykę Gdzie indziej można być smutnym jesiennym człowiekiem Tuwim i Gombrowicz zesłaliby mnie na stepy Życiorys oparty na taktach Jednostka gardząca ludźmi w maskach Każdy ma co ukryć, negatyw odbity w brudzie Nigdy nie byłem lepszy, sztywność zawarta w luzie Brodzę po kostki w bagnie skacząc do gwiazd Będę wielki lub zginę #ostatni raz
8.
Odyseja 03:30
Delikatne opary dymu między dźwiękami jazzu Refleks w oknie odbija głos z radia niepokój pewnie czeka tuż za miedzą dokładniej za szybą pośród cierpkich słów miasta brąz jest zapachem waniliowej cygaretki siwy wonią sztormu, samotnych matek z dziećmi dźwiękiem dialogów w niemych filmach, słyszysz ciche szepty? Fruną przez kamienice w latach dwudziestych Wolne Miasto Gdańsk zaślubiło z morzem jego pływał w rejsach z ojcem od małego szukał szczęścia w spienionych falach mieszkanie pod piątką było jak zwykła grota w skałach na lądzie nie szukał przygód, miał wszystkiego pod dostatkiem kobiet, pieniędzy lecz na wodzie miał pasję szukał punktu zaczepienia by mieć do czego wracać zgubił się tysiąc razy by powiedzieć jej wracaj drugi raz w życiu był pewny, jak gdy ujrzał morze szczęśliwy wracał stając przed progiem przenosząc ją przez niego rok później wszystko było piękne, myślał by zostać lecz nie wytrzymał i poszedł do portu prosząc by go zabrać bo zżera go pustka on zawieszony w dwóch równoległych światach gdy w trzydziestym dziewiątym oba zaczęły płakać Musiał ubrać marynarkę swą skromną osobą czuł niechęć do miłości, wszystko pękło zostawił dziecko, nie pokazał mu nawet statku lecz nienarodzonym pokazać coś naprawdę ciężko kontynent tonął w płaczu, tworząc serię nieszczęść wyścielony ciałami, nikt nie miał ucieczki nawet na Bałtyku tworzyły się mielizny z wraków, z ciał, ze skóry zerwanej, blizny miał każdy, miał również i on nowy porządek, ciężko znaleźć dom ona płakała, już siódmy miesiąc nie dostała informacji gdzie jest, z kim jest, świat stał się płaski zapukali do drzwi by ją ubrać w pidżamę w paski zdążyła urodzić i zostawić dziecko u swej matki wraz ze zdjęciami ojca zrobionymi zanim odpłynął by poczuł miłość tego, który zaginął on dryfował u wybrzeży marznąć bardziej z każdą godziną trzymał się deski jak rozbitek Titanica, powoli ginął nagle jednostajny ruch zamarł, ledwo widział na oczy podniósł głowę, poczuł zbawienie, suchy ląd, krzyczał pomocy brak odzewu, zaczął iść, wiedział tylko, że chce żyć słabe tętno, cichy puls, wyglądał jak martwy słońce nie przestaje tlić za plecami słyszał słowa pogardy (stój bo strzelam albo coś w tym klimacie, najlepiej z jakiegoś starego filmu)
9.
Poznałeś kiedyś uczucie bezsilności, moment gdy wiesz, że nie masz żadnego wyjścia? Jedyną perspektywą jest śmierć. Ciężkie przeżycie, przewija się w mojej głowie znienacka, gdy spaceruje lub siedzę przy stole spokojnie spoglądając w odległy punkt by skierować wzrok na klif bądź nadjeżdżający samochód. Czuje wtedy ten moment spadania, nie upadku, moment przed uderzeniem rozpędzonego tira, nie uderzenie. Jeśli tego nie znasz, nie próbuj poznać... możesz popełnić największy błąd w swoim życiu.
10.
Koniec 02:50
Kładziesz się na piasku w kształcie morskiego wiatru, słyszysz tylko szum, słyszysz tylko (brak słów) Ping-pong, ping-pong, wiesz co jest prawdą a co grą lecisz, zaczynasz się unosić, wiesz teraz, że krew masz po kimś teraz to na nic, wojny, dziecięce zabawy, nie widzisz różnic. Wszystko takie samo, wszyscy tacy sami a ty sam w klatce pustki. Pierwszy raz naprawdę nie masz wyjścia (nie boli) zbierasz swoje życie jak zaliczasz zgony... zmarnowane dni, zyskane noce, motel nie hotel, masz ochotę odejść... ciężar. Nie pozwala. Ciężar twojego ciała. Liczysz tylko na wiarę. W 21 gramach. Światło (DLACZEGO GO NIE WIDZISZ?) masz wrażenie, że bóg z ciebie szydzi? Masz wrażenie, że istnieje ten pierwszy raz gdybyś mógł, krzyczałbyś do nieba CHAM! Tracisz serce, ucieka pompowana krew, tracisz tożsamość, to ponoć, XXI wiek Globalna wieś z debetem drzew, z debetem na koncie i nadmiarem łez...

about

Hip-hopowa kolaboracja MC i producent, odbiegająca od tradycyjnej formy pojmowania gatunku. Trip-hop, melodeklamacja, oniryzm, klimat i inne takie.

lombardczasu.agares.info

credits

released December 12, 2013

Wokal, teksty: Johnny Pope
Muzyka: Shorty
Mix/Mastering: Atmo
Grafika: Paweł Bajerski, Klaudia Manteufel
Lektor: Ryszard Łuczkiewicz

Patroni: Harem Nagrania, BANG, Rap z pomocą, Wójto Music Group, RAP JEST NASZ

license

all rights reserved

tags

about

ShortyUnInc Gdańsk, Poland

i'm a goddamn marvel of modern science.

#R88

contact / help

Contact ShortyUnInc

Streaming and
Download help

Redeem code

Report this album or account

If you like Lombard Czasu, you may also like: